Triathlon: początek

„Triathlon? Pływanie, rower i jeszcze bieg na koniec?!? I to maraton?!? Odbiło Ci?!?” – pewnie jeszcze 5 lat temu taka byłaby reakcja zdecydowanej większości moich znajomych na wieść o tym, że chcę zmierzyć się z wyzwaniem, jakim jest Ironman. Dziś na szczęście sporo się zmieniło – wiele osób biega, sektory startowe na maratonach MTB pękają w szwach, a umówienie się dnia na dzień z dobrym instruktorem pływania graniczy z cudem. Aktywność fizyczna stała się „trendy”, a na sportowców-amatorów nie patrzy się już jak na nieszkodliwych wariatów.

Skąd jednak pomysł na triathlon? A… dlaczego nie? 😉 Od dawna jeżdżę na rowerze (w siedleckim teamie Leniwce.pl), w zamierzchłych czasach zdarzało mi się pobiegać (trafiły się nawet jakieś juniorskie zawody), a porządnie pływać chciałem się nauczyć już dawno temu. Triathlon nasunął się więc automatycznie. Nie bez znaczenia pozostała również triathlonowa wolta w wykonaniu moich klubowych kolegówPawła „Jaśka” Janiaka, Pawła ZapałowskiegoGrześka Wierzbickiego. Chłopaki, podpuściliście mnie ;).

Grzegorz w formie ;)

Początkowo moje zainteresowanie multisportem było czysto teoretyczne – strony w necie, filmiki z Kona na youtube… Chyba wszyscy to kiedyś przerabiali ;). Potem Jasiek zasugerował, żeby zorganizować triathlon w Siedlcach – pomysł trafił na podatny grunt i tak powstał Triathlon Siedlecki organizowany przez stowarzyszenie Leniwce.pl. Trzy edycje zleciały jak z bicza strzelił, w tzw. międzyczasie mocniej wkręciłem się w triathlonowe środowisko, poznałem wielu pozytywnie zakręconych ludzi (m.in. Tomka Kowalskiego i Olgę Ziętek, Kubę Bieleckiego, Wojtka Łachuta, Piotra Szrajnera), odwiedziłem z aparatem Hadzinmana, nasłuchałem się opowieści o startach, treningach, planach treningowych i… wpadłem na całego 😛

Zacząłem coraz poważniej myśleć o debiucie. Większość sprzętu miałem (rowery, biegowe duperele itp.), brakowało tylko pianki. I tu z nieba spadła Akademia Triathlonu – konkurs, a w nim do wygrania nowiutki Zoot! Czym prędzej wysłałem zdjęcie, jak się później okazało – zwycięskie. Pianka była moja!

Zwycięskie foto

W takiej sytuacji nie miałem już wymówek – należało zakasać rękawy i brać się za trening – ale o tym opowiem w kolejnym odcinku 😉

Dodaj komentarz